Niedziela, 19 sierpnia.
Dziś pojadę do Jaremczy i spotkam się tam z Ewunią, która od wczoraj jedzie autem z Warszawy. Turystów nie ma, więc spokojnie zamknę chatkę, a jakby co, zostawię klucz w łatwym do zidentyfikowaniu miejscu. Pogoda poprawiła się, zapowiadanych opadów nie było, więc łatwiej się będzie jechało Hondzikiem.
Sobota, 18 sierpnia.
Hondzik naprawiony! Wszystko dzięki Wołodii, zaprzyjaźnionemu taksówkarzowi. Znalazł mechanika, przywiózł go do Bystreca, a ja w tym czasie zjechałem w dół na hamulcach. Mechanik w burzy, w deszczu znalazł uszkodzenie i wymienił uszkodzoną część. Miał ze sobą części zamienne, co jest chyba najbardziej niesamowite.
Rano było 12 stopni, a teraz znów ostro grzeje, żeby popołudniowa burza miała pożywkę.
Piątek, 17 sierpnia.
Jak nie urok, to sraczka! Udało mi się naprawić uszkodzenia w źródełku, ale zepsuł się Hondzik! Silnik nie chce pracować i żadne perswazje nie pomagają. Pogoda z wolna się poprawia, ale jest 14 stopni ciepła, więc zapaliłem w kózce. Z każdym dniem ma być trochę cieplej, a opady będą tylko przelotne.
Czwartek, 16 sierpnia.
Jedna burza zniweczyła pół roku przemyśleń i dwa dni pracy, nie mówiąc o materiale. Coś nie ma szczęścia źródełko do mnie, albo odwrotnie. Woda jest, dzięki temu, że zrobiłem obejście, więc niepowodzenie w pracy nie przekłada się na dostępność wody. Pogoda zmieniła się diametralnie, teraz jest niecałe 15 stopni i mgła. Jedziemy dziś wszyscy do Werchowyny, wszyscy wracają do Polski, a ja na nawerchowynski rynok.
Wtorek, 14 sierpnia.
Ktoś zapomniał zabrać buty, może wrócił do domu boso? Ktoś inny złamał siekierę, ale nic nie powiedział, tylko delikatnie odłożył na pieniek. To jest coś, co mnie chyba najbardziej wkurza, bo złamać każdy może, ale żeby się przyznać to już sił brakuje. Na szczęście nie był to Fiskars, tylko siekiera kupiona w Werchowynie.